Menu główne

wtorek, 2 grudnia 2014

VIP - Very Inka People, Peru

Pierwszy dzień naszego trekkingu to przejazd z Cusco do Ollantaytambo. Dzień pełny zwiedzania tego, co pozostało po miastach Inków w ich Świętej Dolinie (Sacred Valley). Dla nas ten dzień był świetnym wprowadzeniem przed dalszą wyprawą. Przede wszystkim udało nam sie złapać odniesienie, co do lat świetności i rozwoju imperium Inków (1200-1532), zapoznać sie z kilkoma miastami Inków osadowionymi wysoko w górach oraz wychwycić, że dla tutejszych Indian najazd Hiszpanów (1532) jest to mocna sprawa do dziś. A to było już prawie 500 lat temu.

Zachwychwycająca jest sama dolina rzeki Urubamba i masywne góry wokół niej. Z ciekawości sprawdziłam, że Andy powstały w tym samym okre sie geologicznym, co Alpy. Oprócz olbrzymich lodowców na szczytach, wizualnie bardzo sie różnią - chociażby dżungla która sięga nawet ponad 3 tys. mnpm.

Charakterystyczne jest to, że wszystkie miasta Inków były budowane wysoko w górach. Inkowie wykorzystywali naturalny układ skał, aby wpasować sie ze swoimi świątyniami, domami i tarasami. Stałym elementem miast i najbardziej rozpoznawalnym są tarasy. Jest to konstrukcja umożliwiająca uprawy rolnicze na stromych zboczach, a w reprezentacyjnych miastach były też używane jako ogrody.

Mieliśmy niezłego przewodnika, bo oprócz przekazywania faktów, miał w zanadrzu historyjki oraz czasem mocno ironiczne wstawki. Cytuję jeden z tekstów: jak widzicie Inkowie stawiali budowle z wielkich bloków kamiennych, obrobionych z wielka dokładnością i dopasowanych co siebie z wielką precyzją, które przetrwały wiele trzęsień ziemi, bez uszczerbku. Hiszpanie przybyli tutaj i chcieli ucywilizować ten lud i kraj. Pauza. Ucywlizować tych ludzi. W głosie tego gościa było słychać kpinę i sarkazm, później wspomniał o trzęsieniu ziemi ok 1950, które położyło w Cuzco hiszpańska zabudowę. Zabudowy Inków przetrwały bez uszczerbku.

Jak patrzy sie na te niesamowite miasta z mocnego granitu, perfekcyjnie wyrzeźbione i zespolone kamienie, to widać wielkość i geniusz tego, co potrafili zrobić w umownym średniowieczu.

.....A w pewnym kraju nad Wisłą, ale nie tylko, do dzisiaj nie udaje sie uregułować wody płynącej z gór, czy to rzeką, czy to drogą. Inkowie byli w tym tak dobrzy, że do dzisiaj wciąż działają systemy kanałów zbudowane setki lat temu.....

Po drodze zatrzymaliśmy sie w małej miejscówce, gdzie można poczuć jak wyglada życie na prowincji. Dostaliśmy wytyczne jak dostać się na główny płac, gdzie są sklepiki z peruwiańskiej wyrobami: oczywiście rządzą czapeczki i poncza. Tutejsze góry maja pokaźne złoża srebra, więc jest mnóstwo stoisk z biżuteria. Naprawdę fajną, jest co wybierać.

Ciekawe jest to, że nie ma tutaj rachunków, paragonów ani kas fiskalnych. Handluje sie wszystkim i wszędzie. Liście koki kupiliśmy od dziadka, na ulicy, a niby produkcja i sprzedaż jest kontrolowana. Ceny na produkty ustala lokalny rynek (dolina). Zreszta tutaj doświadczylismy największej rozpiętości ceny wody. W Cusco 3 sole za 1,5 litra, w górach 17 soli. ( 1 sol= 1,15 pln).

Wracając do naszego spaceru, na ulicy znaleźliśmy smaczniejsze atrakcje od straganów. Dla mnie hitem okazała się kukurydza, inna niż ta nasza, biała o olbrzymich ziarnach. Podawana z bardzo pikantnym sosem konsystencji pesto (ale nie wiem co to) i plasterkami sera (taki pokrojony oscypek). Proste i genialne w smaku. Balcer spróbował napoju z kinua. Ja nie podchodziłam, bo przypominał mi napar z siemienia linianego. Smak był średni, ale jak sie pózniej dowiedzieliśmy, to posiada nieprawdopodobnie wysoką zawartość minerałów i witamin. Ponoć NASA testuje użycie kinua do produkcji jedzenia do podróży kosmicznych.

Balcer sięgnął w końcu po najbardziej kontrowersyjny specjał kuchni peruwiańskiej - świnkę morską. W sumie, nie najadł się tym, bo ta świnka to ma wiecej skóry i kości niż mięsa. A smak.. Coś pomiędzy wieprzowiną, a kurczakiem. Na talerzu wyglada tak:

...... Jakby dokleić ogon, to wygląda jak szczur ;

Inny specjał jaki jedliśmy to alpaka, mięsko pyszne. Podobne do wołowiny, w wersji nam podanej wydaje się bardziej kruche. Nie udało nam sie zamówić lamy, ale wcale nie żałuję, bo jak zobaczyłam je na żywo, swobodnie pasące sie na górskich tarasach, to jakoś ochota przechodzi.

Niewatpliwie najbardziej oryginalnym specjałem są tutaj liście koki. Spożywane w dwóch wariantach: jako napar lub do żucia. Zawartość samej kokainy w tych listkach nie przekracza 3%. W smaku przypomina mi liście zielonej herbaty. Tradycja używania liści koki ma ponad 8 tys.lat! Ponoć niwelują negatywny wpływ na organizm dużej wysokości.

Generalnie, musi w tym coś być, bo podczas całej naszej wyprawy byliśmy co ranek i po poludniu pojeni naparem z liści koki. Mieliśmy też nakaz jej żucia. Przeszliśmy specjalne szkolenie jak zwijać listki i jaki sposób je przeżuwać. Dodatkowo, poznaliśmy jak dodawać kawalki wypalonego wapienia, który pozwala listkom szybciej uwalniać substancje odżywcze podczas żucia. Dzień, w którym wspinaliśmy sie na ponad 4 tys. metrów został nazwany przez naszych przewodników "koka leaf day". Czyli każdy z uczestników pamięta, aby używać listków koki, często.

Niestety nie możemy listków koki przesyłać listem jako nagrody wklejamy konkursie. Nie wiadomo jakby się to skończyło dla odbiorcy...

Ja miałam zabawną sytuację z gościem, który dorabia pozując do zdjęć, przebrany za Inka. Zwrócił moja uwagę cięta ripostą do niemieckich turystów, którzy robili mu zdjęcia bez napiwku. Szybko wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenie i stwierdziłam, że mogę mu poprawić humor i dać troche zarobić. Do zdjęcia dostałam od niego rekwizyt - kielich, który był po czubek zapchany listkami koki. Nie mogłam sie powstrzymać od śmiechu jak to zobaczyłam. To się udziela, więc on też pełną gębą zaczął sie śmiać, czym kompletnie rozłożył mnie na łopatki. Gościu miał aparat na zębach, pełny resztek z przeżuwanych listków koli ;)

My średnio oceniamy efekty jaki daje żucie czy picie listków koki. Jest tylko jeden mocno zauważalny - jak jest się głodnym, chwila żucia i łaknienie znika. Potwierdziliśmy sobie ten efekt z resztą uczestników wyprawy, wiec sprawdzony;) Zatem jak ktoś planuje dietę odchudzającą, dobrym miejscem jest Peru;)

Cały dzień w drodze, więc nie sposób nie odnieść się do zasad ruchu drogowego. W Peru trąbią na wszystkich, wszystko i na wszelki wypadek. Świateł nie ma, a nawet jak są, to tak jak w Brazylii, stanowią pewnego rodzaju sugestię, a nie nakaz. Ulice przypominają tutaj, swoim dźwiękiem kod Morse'a. Sygnały w sekwencji 3-2-3 oznacza jadę albo wyprzedzam albo nie zamierzam sie zatrzymywać na przejściu czy na skrzyżowaniu. Inny: 3-2-3-1-1-1- oznacza to samo co wyżej, ale dodatkowo mówi otoczeniu, może akurat zawiązuje buta albo wykręcam numer i nie patrzę na drogę. Ale najciekawszy był taki 1-1-1-5 o 4 rano, co oznacza - wstałem, jadę do roboty i prosze wszystkie psy w okolicy o chóralne szczekanie. Masakra. A na poważnie, to trzeba cholernie uważać na przejściach dla pieszych. Generalnie nie zatrzymują się, aby przepuścić pieszych. Jak człowiek jest na pasach, to nawet nie ściągają nogi z gazu. Trzeba biegusiem uciekać z przejścia.

Kolejny dzień to już szlak Dead Women Pass z Ollantaytambo do Machu Picchu. Balcer opowie jak to było :)

Buziaki KGB

 

 

 

 

12 komentarzy:

  1. No to jedziemy do Peru na kurację odchudzającą!!

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja jednak zaryzykowałbym odbiór przesyłki. Tylko poproszę dużo, dużo, dużo tych listków :).
    No i witamy on line. Czy warto wracać do cywilizacji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A po co Ci dużo, dużo ? Sprzedawać będziesz ? Koolay

      Usuń
    2. Warto poznawać rożne miejsca. Przyznam się, że Wyspa Wielkanocna to miejsce, w którym mogłabym spędzić kilka tygodni .. nie robiąc nic...

      Buzia

      Usuń
    3. Ok. Marek. Traktuje to jako publiczne oświadczenie woli i nast. razem, kiedy będę w Peru (albo Kolumbii), to Ci wyślę :) Będziesz wtedy miał dużo czasu na komentarze, o ile Ci przydziela celę z internetem ;)

      Wracać do tzw. cywilizacji. Definitywnie, NIE WARTO !!!

      Usuń
    4. ...może wtedy miałbyś tez czas na relacje z Twojej wyprawy na północ ;)

      Usuń
  3. Jeszcze, jeszcze, jeszcze!! Chcemy więcej! Cudnie Was znowu czytać :)
    Graża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Grażuś. Postaramy sie znów wrócić do rytmu zanim odcięliśmy się od cywilizacji ;) buzia

      Usuń
  4. Piękne widoki! Stęskniłam się troszeczkę..... ;-) Buziaki xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monia, a teraz zaczynamy kręcić sie wokół Twoich klimatów ;) wylądowaliśmy na NZ. Buziaki

      Usuń
  5. Widzę że już kompletnie Was wciągnął włóczykijowaty tryb żucia :-) TFU, życia ;-) No i ta świnka morska. Szacun Balcerek ........ A czemu ona w sumie morska jak w górach mieszka ? Koolay

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest b. dobre pytanie. Nie znam odpowiedzi, niestety. Jak ktoś wygoogla albo wie, to niech napisze. Ja wiem tylko tyle, ze ona pochodzi wlasnie z Peru.
      Wow! Napisałem, ze czegoś nie wiem? Niemożliwe ;)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.