Menu główne

niedziela, 21 grudnia 2014

Wellington, NZ

Nowa Zelandia ma 3 stolice. Auckland na Wyspie Północnej - traktowana jako stolica gospodarcza, Queenstown - na wyspie Południowej - stolica sportów ekstremalnych i Wellington - polityczno-kulturalna, na południu Wyspy Północnej, czyli po środku kraju.

Wellington to, jak doczytałam, najbardziej oddalona na południe stolica na świecie;)

W Wellington zatrzymaliśmy się na cztery dni przed przeprawą promem na Wyspę Południową. Trochę odpoczynku po wspinaczce na wulkany i czas na zaplanowanie dalszych punktów trasy. Taki weekend w naszym wydaniu.

Trafiliśmy do samego centrum w miejscówkę dla Backpackers'ów (po naszemu takie miejsca nazywany hostelami). Generalnie w NZ, w terenie trzymamy się gł. kampingów, mamy ze sobą namiot, maty, śpiwory, natomiast w miastach najlepszą opcją są Backpackers' places;). Dobra cena i lokalizacja, a co najfajniejsze możliwość spotkania ludzi podróżujących jak my i wymiana doświadczeń oraz praktycznych informacji.

Na dzień dobry Wellington od razu nam sie spodobało. Zrobiło dużo lepsze wrażenie niż Auckland. Centrum miasta jest zwarte. Nie jest to duża metropolia - mieszkańcow liczy ok. 190 tys. Wszystko daje się robić z buta. Tak jak na Thaiti czuło się małą Francję, tak tutaj czuje się małą Wielką Brytanię. Zreszta w Wellington najwiecej ludności jest pochodzenia europejskiego, głownie brytyjskiego - ponad 70 %. Nie spotyka się tak wielu Azjatów, jak w północnej części NZ. Maorysów też nie widzieliśmy. Ci ostatni pewnie mieszkają w pobliżu turystycznych wiosek Maoryskich;)

W samym centrum, przy zatoce jest piękna marina. Spacerując deptakiem miło jest popatrzeć na piękne łodzie żaglowe. Od razu ciągnie nas na morze. Zresztą wybrzeże wokół NZ jest urozmaicone, no więc taki tydzień po wysepkach i fiordach, czemu nie ...Maja nawet takie małe łódki do wypożyczenia, coś jak nasze omegi. Ale nie zaplanowaliśmy na to czasu, a poza tym nasze patenty dopiero przyszły do Smolca i leżą w domu;)


Na deptaku jest mnóstwo klimatcznych knajpek. Nam spodobał się jeden browar z własną IPA (india pale ale) i hamburgerami z jagnięciny ;).
Uwagę wszystkich turystów ściąga publiczna skocznia do wykonywania skoków do wody z wys. ok 2 piętra. Oświetlona nawet w nocy. Co kilka minut bez względu na porę czy pogodę ktoś skacze. Tablice ostrzegają, że robisz to na własne ryzyko. Zresztą podczas dotychczasowej podróży nie odbieramy NZ jako miejsca jakoś specjalnie kontrolowanego przez państwo, czy nazbyt dbającego o bezpieczeństwo. Może ze dwa razy widzieliśmy policję na drogach, limity prędkości sa tak wysokie, że wielokrotnie nie daje sie jechać tak szybko, jak postawiony limit. Do grudnia tego roku akceptowalnym poziom alkoholu we krwi kierowcy było 0,8 promila. Teraz, zmniejszyli do 0,5. W marketach przy alkoholach wiszą tabliczki informacyjne przypominające o tej zmianie.
Klimaty z deptaka:
Kulturalna cześć miasta to głównie teatry. Takiej gęstości nie widziałam do tej pory, w żadnej stolicy. My akurat tego typu atrakcji nie szukamy, chociaz może w tym miejcu mówiliby zrozumiale po angielsku, a nie po nowozelandzku. Jak mówią szybko, nie daje sie nic rozumieć. Naszym najczęstszym zwrotem do lokalesów jest: "Please speak slowly and clearly"
Na duzą uwagę zasługuje muzeum Te Papa, gdzie w fajny sposób prezentowana jest natura Nowej Zelandii. Oprócz centrum klęsk żywiołowych (wulkany, trzęsienia ziemi i tsunami) i proste tłumaczenia tych zjawisk, duże wrażenie zrobiła na nas wystawiona kałamarnica gigant. Trzymają tu ją w formalinie: waży pod 500 kg, długość 4,5 m. Jedyny taki okaz na świecie.
Zajebiście wielkie, obślizgłe i obrzydliwe coś, co pływa głęboko w oceanch i bardzo rzadko daje się złapać. Ja jak kiedykolwiek będę zamawiała calmari, to będę miała przed oczami obraz tego kolosa.
Doslownie w centralnym punkcie deptaka znajduje się tablica pamiątkowa polskich uchodźców po inwazji na Polskę podczas II wojny światowej Niemców i wojsk Radzieckich , którzy osiedlili sie w NZ. Takie podziękowanie dla tutejszego rzadu, kościoła, armii i ludzi za ich przyjęcie.
Warty przeczytania cały tekst z tablicy - jednoznacznie zostały przekazane fakty historyczne, bez niedopowiedzeń, jakie czesto stosuje sie w polskich, oficjalnych wypowiedziach.
Oprócz centrum kulturalnego z pubami i teatrami jest rownież centrum biznesowo-sklepowe. Umiejscowione blisko deptaka, nie zajmujące zbyt dużo powietrzni miasta. Dobrze to ze sobą wszystko współgra.

Miasto otoczone jest wzgórzami i cudowną zabudową, jakby z przedmieści UK
Na jednym z nich : wzgórze Victorii jest się punkt widokowy na miasto i port. Poniżej widoczki przy zachodzie słońca:
Przeprawa promem na Wyspę Południową zajmuje łącznie z procedurami checkin i out ok 1/2 dnia. Poszło sprawnie. Przycumowaliśmy do brzegu przy pięknej pogodzie. Bylibysmy o 1 dzień wcześniej, gdyby akurat nie zepsuł sie im jeden z 4 promów kursujących na tej trasie, co pozwoliło nam odpocząć jeszcze jedną dobę w tej pięknej, małej stolicy.
Wellington, Wyspa Północna - odbijamy od brzegu:
Picton, Wyspa Południowa- przybijamy do brzegu:
Picton to mała miejscówka, więc szybko zlokalizowsliśmy kamping. Zostajemy tutaj na noc, bo o 9.00 mamy statek, który zabiera nas na pływanie z delfinami. Jedna z atrakcji wybrzeży oceanu Wyspy Południowej.
Tego wieczoru dałam jeszcze popis kulinarny - zrobiłam burgery z lokalnej wołowiny na barbecue (oni tu nie używają grill, więc się przestawiłam), podawane z piklami i schłodzonym IPA. Impra byłaby fajniejsza, gdyby ekipa co z nami rozmawia na Viberze była na miejscu. Wołowiny by wystarczyło. Ale nie można mieć ciastka i zjeść ciastka.
Wieczór niestety ma swoje niedobre konsekwencje. Otwórz zostaliśmy pogryzieni przez muchę sandfly (piaskowa). Jeden człowieczek na kampie tydzień wcześniej uprzedzał nas przed nimi, ale to zignorowaliśmy. Jej toksyna (proteina) na długo zostaje w skórze, nie rozprowadza się tylko powoduje dużą opuchliznę i maks. swędzenie. Teraz już mądrzejsi zadbamy o to, by się chronić przed nimi skuteczniej. A póki co idzie dostać kota, tak swędzi.. Z poobijanymi kolanami po ostatniej prostej zejścia z Ngauruhoe, teraz jeszcze pogryziona, czuję sie jakbym miała z powrotem 7 lat;)
W sobotę wcześnie rano zameldowaliśmy się w porcie na pływanie z delfinami. Dostaliśmy pianki, sprzęt do snorklingu i przeszliśmy szkolenie jakie gatunki delfinów możemy spotkać oraz wytyczne, co do naszego zachowania w wodzie. Jakby nie patrzeć to są piękne, ale dzikie zwierzęta.

Układ na takich rejsach jest prosty. Nie zawsze jest możliwość zejścia do wody, wiec można wyłącznie oglądać delfiny z łódki. My tym razem nie mieliśmy na tyle szczęścia, by zejść do wodny. Spotkane stada delfinów były z młodymi, a wtedy nie na mowy o pływaniu z nimi. Poza tym to były akurat te chronione, z którymi w ogóle nie wolno pływać. Niestety byłam tak zaaferowana, że zapomniałam robić zdjęcia, a skupiłam się na oglądaniu;) potem było już za daleko na iphona. Cudownie było popatrzeć na te piękne ssaki z łódki. Trafiło nam się stado Maui's z zagrożonego gatunku wraz z 3 ma młodymi, praktycznie przyklejonymi do swoich mam z boku. Fajnie to wygląda jak razem, synchronicznie wypływają nad powierzchnię.
Przedpołudnie na łódce, wśród pięknych okoliczności natury dobrze nas nastroiło na podroż do Chistchurch.
Przemieszczamy się powoli w kierunku parku narodowego Mt. Cook, gdzie spędzimy Święta.
.........
A tak BTW, w piątkowy porannek dostałam zdjęcie z najpiękniejszego miasta, mojego miasta. Łezka aż mi się zakręciła w oku. Thx 😘

Buziaki KGB

 

8 komentarzy:

  1. Muszę tam kiedyś .. sprzęt zwodować ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasia, mnnie tez sie lezka w oku kreci jak ogladam te zdjecia...jakies 9 lat temu bylam w tych wszystkich miejscach i robilam bardzo podobne zdjecia....:) mnie udalo sie nawet zfotografować delfiny....pokażę Ci zdjęcia jak wrócicie...:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja dziękuję bardzo za 2 fantastyczne kartki co właśnie dotarły - Machu Picchu i Rapa Nui. Dużo śniegu na Święta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Stefan. Proszę bardzo. Ale pamiętasz, ze kartki sa adresowane do Ciebie i jednocześnie:
    1. sa to pozdrowienia dla całego IT w Sygmie. Mam nadzieję, ze osobiście, wszystkim przekazujesz pozdrowienia od nas :)
    2. dla Pani Krzemińskiej, bo ona kolekcjonuje pocztówki :)

    Sniegu mamy tu opór w gorach. Widać go cała masę z kampingu, na którym spędzamy swieta. W dolinie jest 20-30 st. wiec śnieg juz jest w jeziorze :) opiszemy i pokażemy to w kolejnych postach

    OdpowiedzUsuń
  5. Kartki, które przychodzą, oglądamy i podziwiamy. Na blogu też można znaleźć dużo fajnych fotek. Brakuje tylko znaczków ze stempelkiem:) Milena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki Milena. Stefan - także dzieki za dystrybucję naszych pozdrowień, wsród tych których lubimy ;)

      Usuń
  6. Odnośnie "Miasto otoczone jest wzgórzami i cudowną zabudową, jakby z przedmieści UK" - mi przypomina zabudowę San Francisco :)

    BTW. Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz racje tam też były takie wzgórza i tego typu domki. Tylko miasto kolos w porównaniu do małego Wellington.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.